Wojciech Wierba
2008-11-26 16:31:23 UTC
Kochani,
W końcu obiecana relacja.
Mrok powoli ogarnął Chatkę pod Niemcową. Resztki rożka księżyca z trudem
przebijały się czasami przez chmury, silny wiatr i śnieżyca ograniczały
skutecznie widoczność. Przejście do kibla można było porównać do
zdobycia ‘własnego’ Everestu. Temperatura konsekwentnie ciągnęła słupek
rtęci w dół by zatrzymać się na -8C. Świeży śnieg do połowy łydki pokrył
białym całunem ziemię ukrywając przed okiem ludzkim wszelkie ścieżki i
drogi. W taki wieczór tylko palacze wychodzili na zewnątrz dla
przyjemności bez konieczności załatwienia potrzeb fizjologicznych
(chociaż to może tez taka potrzeba).
Wieczór rozwijał się jak dobrze sklarowana lina w kierunku jak zwykle
sympatycznej nocy zlotowej. Powoli obniżał się poziom wiśniówki i
orzechówki w butelkach PET (jako, że były to produkty naturalne) a
rozochocone Towarzystwo śpiewało pieśni patriotyczne i piosenki
turystyczne przy akompaniamencie Eryka lub też a’capella. Przyszedł też
czas na dokończenie Benqowej miodówki na czosnku, której oryginalny,
niezapomniany smak potwierdzał lecznicze właściwości napitku.
Niewątpliwie hitem wieczoru (tego i poprzedniego) była serwowana na
ciepło Romkowa mikstura z miodu, wanilii, przypraw i oczywiście
kondensatu. Po jej wypiciu każdy chciał zaśpiewać „Hej kto Polak na
bagnety…”.
W rzeczy samej rozgrzewała znakomicie, co okazało się trochę później
dosłownie zbawcze.
Sielankę przerwał około 22:50 krótki telefon do Jurka Harisa odebrany
przez Bożenkę.
Z krótkiej nerwowej rozmowy wyczuliśmy, że nie jest dobrze. Nie tylko
nie było ‘dobrze’, ale wręcz źle. Kilkuosobowa grupa (w pierwszym
momencie ilość osób nie była dokładnie znana) nie wiedziała gdzie jest,
wspominali, że są na szlaku ‘pomarańczowym’ w zamyśle podchodząc na
Niemcową. Drugi telefon o 23:05 pozwolił uściślić, że idąc czerwonym
szlakiem z Rytra stracili orientację i nie wiedzą gdzie są ani gdzie
mają iść. Śnieżyca za oknem, spadająca temperatura i wiatr zawiewający
prawie natychmiast ślady sprawiały, że sytuacja wyglądała na groźną.
Zwłaszcza, że są w trasie od godziny 18, czyli ponad 5 godzin.
Niewiadomą był stan zdrowia uczestników, ich doświadczenie górskie,
posiadany sprzęt. Należało założyć najgorszy scenariusz.
Tu Eryk, jak prawdziwy multiinstrumentalista odłożył gitarę
rozpoczynając koordynowanie akcji ratunkowej. Krótka dyskusja, czy
powiadamiać już GOPR i decyzja o podjęciu akcji własnymi siłami. Jeśli w
ciągu godziny nie znajdziemy poszukiwanych – zawiadamiamy służby ratownicze.
Ponieważ istniało przypuszczenie, że zaginieni mogą należeć do jednej z
dwóch grup balujących po sąsiedzku, po ukonstytuowaniu się GGR i OGR
Eryk zawiadomił obie ekipy, że prawdopodobnie jacyś członkowie ich
towarzystwa są jeszcze na szlaku, proszą o pomoc i że my wychodzimy na
pomoc. Gdyby otrzymali telefon od zagubionych niech nie wychodzą po nich
bo jedna ekipa już wyruszyła. Obydwie ekipy wysłuchały informacji,
aczkolwiek śladu jakiegokolwiek przejęcia nie wykazywali, natomiast
silny stan upojenia a jakże:)
Na wszelki wypadek prosimy o pomoc, w przypadku szeroko zakrojonej akcji
poszukiwawczej. Tu ‘mały’, ‘jak Batorego komin’ zgrzyt. Dziewczę
(drobna brunetka) w charakterystycznym czerwonym polarze z błękitnym
krzyżem i napisem GOPR odmawia pomocy w sposób niebudzący wątpliwości.
Ech…(ciekawe co na to Naczelnik Grupy Krynickiej – wyglądała na miejscową).
Eryk, jak generał na polu bitwy, rzuca do poszukiwań pierwszą Główną
Grupę Ratunkową w składzie Beneq (szef), Krzysiek i Marcin. Skład grupy
szturmowej nie był przypadkowy, decydowało doświadczenie i kondycja.
Ochotnicy błyskawicznie ubierają się, reszta pakuje potrzebny sprzęt,
wszyscy dorzucamy apteczki, płachty NRC, ogrzewacze żelowe a dziewczyny
termosy z herbatą, czekolady i inne słodycze.
Praktycznie, już po 10 minutach, o 23:20 GGR znika nam z oczy w
szalejącej śnieżycy. Kolejny kontakt z poszukiwanymi GGR nawiązuje już o
23:32 i napawa on optymizmem, udało im się wrócić na grzbiet do
czerwonego szlaku. Mniej więcej wiadomo gdzie są, ale wiatr się wzmaga a
temperatura odczuwalna spada do około -15 C. GGR prosi poszkodowanych o
marsz w górę w miarę możliwości a sami ruszają w stronę poszukiwanych.
Odwodowa Grupa Ratunkowa w składzie Artur, Jacek, Romek, Piotrek sposobi
się do akcji.
OGR nie jest do śmiechu również z powodu wprowadzonego demokratycznie
przez Eryka zakazu spożywania. To znaczy kanapkę mogą dostać, ale nic
poza tym. No może jeszcze ‘zepsutą’ herbatkę. Nikt ‘niby’ nie
protestuje, ale oczy tęsknie śledzą kubek z herbatką. Trzeba jednak
przyznać, że również grupa wspierająca nie folguje sobie, nie wiadomo
wszak, czy nie będzie potrzebna pomoc przedmedyczna.
Godzina 00:07 dzwoni telefon Eryka – „Tu Centrum Koordynacji Akcji
Ratunkowej”. Doskonała wiadomość: „około 00:05 GGR dotarła do
poszukiwanych i rozpoczyna powrót na Niemcową”. Z relacji Marcina:
„Około 5-10 minut przed spotkaniem nawiązano kontakt wzrokowy, następnie
telefoniczny w celu weryfikacji (jedna i druga grupa zgasiła, a
następnie zapaliła latarki). Poszukiwanych odnaleziono w punkcie 49*
26.980' N, 20*39.328 E w odległości 1200 m. od Chatki.
Po dotarciu GGR do poszukiwanych, policzono ich, wypytano, czy
odnaleziona została cała zagubiona grupa i zbadano stan ich
psychofizyczny, podano też herbatę i czekoladę. Potwierdzono też, że o
pomoc nie zostały poproszone inne służby – w celu ewentualnego odwołania
ich zespołów ratunkowych.
Po rozpoczęciu marszu okazało się, że kłopoty ma jedna z dziewczyn
(Martyna) – wysunięto ją na czoło kolumny wraz z jej chłopakiem, zabrano
plecak i wyposażono w kijki oraz – ma się rozumieć – dostosowano tempo
marszu do jej możliwości.”
Z tej informacji wnioskujemy, że z poszkodowanymi nie jest źle, skoro
GGR zdecydowała o powrocie. A jednak, droga na Niemcowa zajęła im około
godziny co świadczy o silnym zmęczeniu poszukiwanych.
Pozwalamy sobie wszyscy, łącznie z OGR na toasty za zdrowie i w ogóle.
Ogólne odprężenie, chociaż to jeszcze nie koniec, jeszcze wiele rzeczy
może się wydarzyć. Na szczęście „Pan Bócek” był łaskawy a Niemcowa nie
chciała zabić, około 01:10 GGR z ocalonymi dociera do Chatki pod
Niemcową...gdzie jeszcze raz przeliczono ich, aby upewnić się, że mamy
komplet. Warto odnotować, że uratowani przez dłuższy czas byli
przekonani, że mają do czynienia z ratownikami GOPR.
‘Naczelnik’ Eryk gratuluje Ratownikom wręczając zamiast wieńców wawrzynu
kubeczki z mocno aromatycznym płynem a przede mną siedzą na ławie
‘oskarżonych’ z kubkami herbaty (czy to była herbata, czy herbatka nie
pomnę) Martyna, Marta, Kasia, Maciek, Adrian i Krzysiek.
Cali i zdrowi, chociaż milczenie Martynki świadczy o zmęczeniu. Teraz
czas na lekcję zapowiedzianą już ocalonym przez Benqa (chociaż On
określił to mianem „opier….”). No cóż, skoro tak się szczęśliwie
złożyło, że to nie odmrożone palce będą im przypominać „przygodę”, to
może warto ich czegoś nauczyć. Z możliwych błędów popełnili chyba
wszystkie. Wyruszyli na szlak o godzinie 18:00 po zmroku, już w
padającym śniegu. Nie znali przebiegu szlaku, tylko jedna osoba przeszła
go jesienią podczas dnia.
Nie wycofali się, gdy zaczęła się śnieżyca, gdy śnieg przykrył ścieżki
utrudniając dramatycznie orientację. Nie wiem, czy mieli mapę i kompas,
ale w takich warunkach klasyczna nawigacja w terenie jest bardzo trudna,
jeśli nie prawie niemożliwa.
Natomiast mieli dużo szczęścia: nie rozładowała się bateria w komórce,
mieli numer telefonu do Chatara, znaleźli miejsce z zasięgiem sieci
komórkowej i co chyba najważniejsze – trafili na zlot pl.rec.góry.
I znów Chatka pod Niemcową rozbrzmiewa pieśnią masową. Jeszcze na koniec
Eryk usiłuje młodzieży wbić czekan, znaczy się wbić im do głowy zasady
posługiwania się czekanem. Pretekstem jest dyskusja o zastosowaniu
czekana... przez Izabellę Scorupco w filmie "Granice
wytrzymałości" wręcz kultowego w głupocie swej fabuły.
I tak w niedzielę około 4:50 rano, po sklarowaniu sprzętu i zdaniu go do
magazynu zakończyła się I Akcja Ratunkowa Precla. A następna Akcja
Ratunkowa rozpoczęła się już około 11:00 rano, o czym trochę później.
Pozdrawiam
Wojtek
W końcu obiecana relacja.
Mrok powoli ogarnął Chatkę pod Niemcową. Resztki rożka księżyca z trudem
przebijały się czasami przez chmury, silny wiatr i śnieżyca ograniczały
skutecznie widoczność. Przejście do kibla można było porównać do
zdobycia ‘własnego’ Everestu. Temperatura konsekwentnie ciągnęła słupek
rtęci w dół by zatrzymać się na -8C. Świeży śnieg do połowy łydki pokrył
białym całunem ziemię ukrywając przed okiem ludzkim wszelkie ścieżki i
drogi. W taki wieczór tylko palacze wychodzili na zewnątrz dla
przyjemności bez konieczności załatwienia potrzeb fizjologicznych
(chociaż to może tez taka potrzeba).
Wieczór rozwijał się jak dobrze sklarowana lina w kierunku jak zwykle
sympatycznej nocy zlotowej. Powoli obniżał się poziom wiśniówki i
orzechówki w butelkach PET (jako, że były to produkty naturalne) a
rozochocone Towarzystwo śpiewało pieśni patriotyczne i piosenki
turystyczne przy akompaniamencie Eryka lub też a’capella. Przyszedł też
czas na dokończenie Benqowej miodówki na czosnku, której oryginalny,
niezapomniany smak potwierdzał lecznicze właściwości napitku.
Niewątpliwie hitem wieczoru (tego i poprzedniego) była serwowana na
ciepło Romkowa mikstura z miodu, wanilii, przypraw i oczywiście
kondensatu. Po jej wypiciu każdy chciał zaśpiewać „Hej kto Polak na
bagnety…”.
W rzeczy samej rozgrzewała znakomicie, co okazało się trochę później
dosłownie zbawcze.
Sielankę przerwał około 22:50 krótki telefon do Jurka Harisa odebrany
przez Bożenkę.
Z krótkiej nerwowej rozmowy wyczuliśmy, że nie jest dobrze. Nie tylko
nie było ‘dobrze’, ale wręcz źle. Kilkuosobowa grupa (w pierwszym
momencie ilość osób nie była dokładnie znana) nie wiedziała gdzie jest,
wspominali, że są na szlaku ‘pomarańczowym’ w zamyśle podchodząc na
Niemcową. Drugi telefon o 23:05 pozwolił uściślić, że idąc czerwonym
szlakiem z Rytra stracili orientację i nie wiedzą gdzie są ani gdzie
mają iść. Śnieżyca za oknem, spadająca temperatura i wiatr zawiewający
prawie natychmiast ślady sprawiały, że sytuacja wyglądała na groźną.
Zwłaszcza, że są w trasie od godziny 18, czyli ponad 5 godzin.
Niewiadomą był stan zdrowia uczestników, ich doświadczenie górskie,
posiadany sprzęt. Należało założyć najgorszy scenariusz.
Tu Eryk, jak prawdziwy multiinstrumentalista odłożył gitarę
rozpoczynając koordynowanie akcji ratunkowej. Krótka dyskusja, czy
powiadamiać już GOPR i decyzja o podjęciu akcji własnymi siłami. Jeśli w
ciągu godziny nie znajdziemy poszukiwanych – zawiadamiamy służby ratownicze.
Ponieważ istniało przypuszczenie, że zaginieni mogą należeć do jednej z
dwóch grup balujących po sąsiedzku, po ukonstytuowaniu się GGR i OGR
Eryk zawiadomił obie ekipy, że prawdopodobnie jacyś członkowie ich
towarzystwa są jeszcze na szlaku, proszą o pomoc i że my wychodzimy na
pomoc. Gdyby otrzymali telefon od zagubionych niech nie wychodzą po nich
bo jedna ekipa już wyruszyła. Obydwie ekipy wysłuchały informacji,
aczkolwiek śladu jakiegokolwiek przejęcia nie wykazywali, natomiast
silny stan upojenia a jakże:)
Na wszelki wypadek prosimy o pomoc, w przypadku szeroko zakrojonej akcji
poszukiwawczej. Tu ‘mały’, ‘jak Batorego komin’ zgrzyt. Dziewczę
(drobna brunetka) w charakterystycznym czerwonym polarze z błękitnym
krzyżem i napisem GOPR odmawia pomocy w sposób niebudzący wątpliwości.
Ech…(ciekawe co na to Naczelnik Grupy Krynickiej – wyglądała na miejscową).
Eryk, jak generał na polu bitwy, rzuca do poszukiwań pierwszą Główną
Grupę Ratunkową w składzie Beneq (szef), Krzysiek i Marcin. Skład grupy
szturmowej nie był przypadkowy, decydowało doświadczenie i kondycja.
Ochotnicy błyskawicznie ubierają się, reszta pakuje potrzebny sprzęt,
wszyscy dorzucamy apteczki, płachty NRC, ogrzewacze żelowe a dziewczyny
termosy z herbatą, czekolady i inne słodycze.
Praktycznie, już po 10 minutach, o 23:20 GGR znika nam z oczy w
szalejącej śnieżycy. Kolejny kontakt z poszukiwanymi GGR nawiązuje już o
23:32 i napawa on optymizmem, udało im się wrócić na grzbiet do
czerwonego szlaku. Mniej więcej wiadomo gdzie są, ale wiatr się wzmaga a
temperatura odczuwalna spada do około -15 C. GGR prosi poszkodowanych o
marsz w górę w miarę możliwości a sami ruszają w stronę poszukiwanych.
Odwodowa Grupa Ratunkowa w składzie Artur, Jacek, Romek, Piotrek sposobi
się do akcji.
OGR nie jest do śmiechu również z powodu wprowadzonego demokratycznie
przez Eryka zakazu spożywania. To znaczy kanapkę mogą dostać, ale nic
poza tym. No może jeszcze ‘zepsutą’ herbatkę. Nikt ‘niby’ nie
protestuje, ale oczy tęsknie śledzą kubek z herbatką. Trzeba jednak
przyznać, że również grupa wspierająca nie folguje sobie, nie wiadomo
wszak, czy nie będzie potrzebna pomoc przedmedyczna.
Godzina 00:07 dzwoni telefon Eryka – „Tu Centrum Koordynacji Akcji
Ratunkowej”. Doskonała wiadomość: „około 00:05 GGR dotarła do
poszukiwanych i rozpoczyna powrót na Niemcową”. Z relacji Marcina:
„Około 5-10 minut przed spotkaniem nawiązano kontakt wzrokowy, następnie
telefoniczny w celu weryfikacji (jedna i druga grupa zgasiła, a
następnie zapaliła latarki). Poszukiwanych odnaleziono w punkcie 49*
26.980' N, 20*39.328 E w odległości 1200 m. od Chatki.
Po dotarciu GGR do poszukiwanych, policzono ich, wypytano, czy
odnaleziona została cała zagubiona grupa i zbadano stan ich
psychofizyczny, podano też herbatę i czekoladę. Potwierdzono też, że o
pomoc nie zostały poproszone inne służby – w celu ewentualnego odwołania
ich zespołów ratunkowych.
Po rozpoczęciu marszu okazało się, że kłopoty ma jedna z dziewczyn
(Martyna) – wysunięto ją na czoło kolumny wraz z jej chłopakiem, zabrano
plecak i wyposażono w kijki oraz – ma się rozumieć – dostosowano tempo
marszu do jej możliwości.”
Z tej informacji wnioskujemy, że z poszkodowanymi nie jest źle, skoro
GGR zdecydowała o powrocie. A jednak, droga na Niemcowa zajęła im około
godziny co świadczy o silnym zmęczeniu poszukiwanych.
Pozwalamy sobie wszyscy, łącznie z OGR na toasty za zdrowie i w ogóle.
Ogólne odprężenie, chociaż to jeszcze nie koniec, jeszcze wiele rzeczy
może się wydarzyć. Na szczęście „Pan Bócek” był łaskawy a Niemcowa nie
chciała zabić, około 01:10 GGR z ocalonymi dociera do Chatki pod
Niemcową...gdzie jeszcze raz przeliczono ich, aby upewnić się, że mamy
komplet. Warto odnotować, że uratowani przez dłuższy czas byli
przekonani, że mają do czynienia z ratownikami GOPR.
‘Naczelnik’ Eryk gratuluje Ratownikom wręczając zamiast wieńców wawrzynu
kubeczki z mocno aromatycznym płynem a przede mną siedzą na ławie
‘oskarżonych’ z kubkami herbaty (czy to była herbata, czy herbatka nie
pomnę) Martyna, Marta, Kasia, Maciek, Adrian i Krzysiek.
Cali i zdrowi, chociaż milczenie Martynki świadczy o zmęczeniu. Teraz
czas na lekcję zapowiedzianą już ocalonym przez Benqa (chociaż On
określił to mianem „opier….”). No cóż, skoro tak się szczęśliwie
złożyło, że to nie odmrożone palce będą im przypominać „przygodę”, to
może warto ich czegoś nauczyć. Z możliwych błędów popełnili chyba
wszystkie. Wyruszyli na szlak o godzinie 18:00 po zmroku, już w
padającym śniegu. Nie znali przebiegu szlaku, tylko jedna osoba przeszła
go jesienią podczas dnia.
Nie wycofali się, gdy zaczęła się śnieżyca, gdy śnieg przykrył ścieżki
utrudniając dramatycznie orientację. Nie wiem, czy mieli mapę i kompas,
ale w takich warunkach klasyczna nawigacja w terenie jest bardzo trudna,
jeśli nie prawie niemożliwa.
Natomiast mieli dużo szczęścia: nie rozładowała się bateria w komórce,
mieli numer telefonu do Chatara, znaleźli miejsce z zasięgiem sieci
komórkowej i co chyba najważniejsze – trafili na zlot pl.rec.góry.
I znów Chatka pod Niemcową rozbrzmiewa pieśnią masową. Jeszcze na koniec
Eryk usiłuje młodzieży wbić czekan, znaczy się wbić im do głowy zasady
posługiwania się czekanem. Pretekstem jest dyskusja o zastosowaniu
czekana... przez Izabellę Scorupco w filmie "Granice
wytrzymałości" wręcz kultowego w głupocie swej fabuły.
I tak w niedzielę około 4:50 rano, po sklarowaniu sprzętu i zdaniu go do
magazynu zakończyła się I Akcja Ratunkowa Precla. A następna Akcja
Ratunkowa rozpoczęła się już około 11:00 rano, o czym trochę później.
Pozdrawiam
Wojtek