psychobojca
2005-02-20 18:35:24 UTC
Kompletna zgroza! Siedzimy w restauracji Karczma Burniawa na Balzera 2 w
Zakopanem, czekamy na podanie zamówionego jedzenia a tu wchodzi "stały klient"
z dużym psem (taki łańcuchowy mocno zmieszany owczarek niemiecki) i psina od
razu myk, do naszego stolika. Obwąchała nas ale na szczęście właściciel
przywołał i mieliśmy względny spokój. Facet usiadł razem z jakimiś kolesiami a
psisko zajęło stanowisko przy drzwiach wejściowych do kuchni i za ladę barową.
Kelnerki widać znały zwierzaka i jego właściciela, bo za każdym razem niosąc
jedzenie gościom głaskały go po głowie. Za chwilę piesek dostał kiełbaskę a
potem jedna z kelnerek (traf chciał, że akurat nas obsługiwała) wytarmosiła go
czule za pysk mocząc obficie dłonie w jego ślinie. Tego było już dla nas za
wiele. Poprosiem kelnerkę i poinformowałem ją, że rezygnujemy z posiłku gdyż
przeszkadza nam obecność psa i uściski jakie ta Pani z nim wymienia. Kelnerka
stwierdziła, że "nikomu poza mną dotąd to nie przeszkadzało a ten Pan i jego
pies to stali klienci. Poza tym restauracja Burniawa jest przyjazna dla
zwierząt a ja muszę ich strasznie nie lubić skoro nie chcę z nimi jeść a w
ogóle to kto zapłaci rachunek, bo nasz posiłek jest już przygotowany" Ponieważ
atmosfera robiła się dość ciężka a obsługa zdecydowanie wroga szybko położyłem
na ladę 50 zł i ewakuowałem żonę i dziecko z tego nieprzyjaznego dla ludzi
miejsca. Nasza kelnerka była tak oburzona moim zachowaniem, że nie
pofatygowała się aby wydać reszty zapewne w przekonaniu, że w kwocie tej
zawiera się również jej napiwek. Swoją drogą kelnerka była w błędzie
twierdząc, że "nikomu poza mną to nie przeszkadza". Odkąd w lokalu pojawił się
pies jakoś nie zauważyłem aby ktokolwiek zajął stolik a jeszcze 20 minut
wcześniej nie było gdzie wcisnąć szpilki. Pozostali goście siedzieli w
bocznych skrzydłach restauracji a opisywane przeze mnie sceny działy się
dokładnie naprzeciwko wejścia z ulicy i widzieć je mogliśmy tylko my oraz
towarzystwo z którym siedział właściciel czworonoga. Nie wiem czy goście
Burniawy byliby zachwyceni gdyby wiedzieli, że kelnerka nakłada chleb na
talerz czy leje piwo do szklanki rękoma obślinionymi przez nieznanego im
psa... Ja w każdym razie nie wytrzymałem!
Zakopanem, czekamy na podanie zamówionego jedzenia a tu wchodzi "stały klient"
z dużym psem (taki łańcuchowy mocno zmieszany owczarek niemiecki) i psina od
razu myk, do naszego stolika. Obwąchała nas ale na szczęście właściciel
przywołał i mieliśmy względny spokój. Facet usiadł razem z jakimiś kolesiami a
psisko zajęło stanowisko przy drzwiach wejściowych do kuchni i za ladę barową.
Kelnerki widać znały zwierzaka i jego właściciela, bo za każdym razem niosąc
jedzenie gościom głaskały go po głowie. Za chwilę piesek dostał kiełbaskę a
potem jedna z kelnerek (traf chciał, że akurat nas obsługiwała) wytarmosiła go
czule za pysk mocząc obficie dłonie w jego ślinie. Tego było już dla nas za
wiele. Poprosiem kelnerkę i poinformowałem ją, że rezygnujemy z posiłku gdyż
przeszkadza nam obecność psa i uściski jakie ta Pani z nim wymienia. Kelnerka
stwierdziła, że "nikomu poza mną dotąd to nie przeszkadzało a ten Pan i jego
pies to stali klienci. Poza tym restauracja Burniawa jest przyjazna dla
zwierząt a ja muszę ich strasznie nie lubić skoro nie chcę z nimi jeść a w
ogóle to kto zapłaci rachunek, bo nasz posiłek jest już przygotowany" Ponieważ
atmosfera robiła się dość ciężka a obsługa zdecydowanie wroga szybko położyłem
na ladę 50 zł i ewakuowałem żonę i dziecko z tego nieprzyjaznego dla ludzi
miejsca. Nasza kelnerka była tak oburzona moim zachowaniem, że nie
pofatygowała się aby wydać reszty zapewne w przekonaniu, że w kwocie tej
zawiera się również jej napiwek. Swoją drogą kelnerka była w błędzie
twierdząc, że "nikomu poza mną to nie przeszkadza". Odkąd w lokalu pojawił się
pies jakoś nie zauważyłem aby ktokolwiek zajął stolik a jeszcze 20 minut
wcześniej nie było gdzie wcisnąć szpilki. Pozostali goście siedzieli w
bocznych skrzydłach restauracji a opisywane przeze mnie sceny działy się
dokładnie naprzeciwko wejścia z ulicy i widzieć je mogliśmy tylko my oraz
towarzystwo z którym siedział właściciel czworonoga. Nie wiem czy goście
Burniawy byliby zachwyceni gdyby wiedzieli, że kelnerka nakłada chleb na
talerz czy leje piwo do szklanki rękoma obślinionymi przez nieznanego im
psa... Ja w każdym razie nie wytrzymałem!
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl